Przemuś. W przedszkolu w mieście M. dzieci malowały; piękny dzień, jesień, pogoda akwarelowa. Ręce i fartuszki miały umazane farbkami. W sali tumult, podniecenie, bieganie, duma z namalowanych domów i kotów. Wśród tego wszystkiego Przemuś stał urzeczony, bo wymyślił dla siebie przyjemność. Krzyczał do dzieci: mnie całego pomalujcie, będę schowany pod farbą!
Rysio. Za szkołą w centrum Warszawy najlepsi klasowi piłkarze dobierali drużyny, bo mecz. Dużo pluli, ubrania im śmierdziały szatnią. Laluś Rysio czekał na zmiłowanie, ale wiedział, że raczej go do gry nie wezmą i pójdzie do domu; mamusia ugotowała obiad. A jeśli wezmą, wiedział, że będzie wdzięczny tylko przez chwilę. Zawsze przy piłce buchało z chłopaków barbarzyństwo, Rysiowi to nie odpowiadało.
Rysiek. Prosił rodziców o łyżwy figurowe, kupili mu hokejówki i radzili: z chłopakami byś poszedł się wyszumieć. Już coś im widocznie kołatało o Ryśku. Ale koledzy też przeczuwali, każdy dostrzegał na Ryśku kokon. Więc rano, w strachu przed szkołą, Rysiek przykładał termometr do żarówki; matka zostawiała go w łóżku jako chorego, musiała iść do pracy; on się wykluwał w tej samotności.
Ojciec zbudował kiedyś w pokoju szafę z podwójnym dnem, w szafie żyła Ania. Tak było na imię lalce Ryśka, ale skrytka powoli wypełniała się starymi sukienkami mamy, które syn wyratował ze śmieci; Anią zostawał sam Rysiek. Chował na dnie szafy dwa pamiętniki, Ryśka chłopięcy, Ani dziewczyński, kwietny; w lusterku matki przeglądała się pomalowana twarz Ani. Przyjemność spotykała się z miłym przerażeniem, że ktoś wejdzie i zobaczy; wreszcie Rysiek się dowie, kim jest. Ania odkryła u rodziców na półce książkę o dewiacjach, przeraziła się; zakochani w trupach, zjadacze odchodów, radzieckie terapie dla homoseksualistów: kobieta jako miły zapach i błoga muzyka, a każde odstępstwo od normy to robale i wymioty. Jeśli przetrzyma się słabość, można się nie przepoczwarzyć, kwestia woli. Ojciec zabierał więc Ryśka na męskie łażenie po górach, kumpelsko poklepywał po plecach; syn był denerwująco powściągliwy; walczył o utrzymanie w sobie kobiecości.
Przemysław się przestraszył. Z warsztatu dzwonił do wszystkich telefonów zaufania. Przemysław zabierał Telimenę na działkę. Żona przemówiła na temat rozwodu. Telimena odkryła transpłciowe party w Warszawie, jeździła starym Fiatem, czasem przeobrażała się na stacjach benzynowych. Kartę płatniczą Przemka podawała kasjerowi dłonią z czerwonym pazurem. Telimena mówiła: Lubię być w tę i z powrotem, kocham kobiety, ale nie chcę być już zawsze kobietą. Żona mówiła: Wy się tam pieprzycie. Telimena pojechała opowiedzieć o sobie w telewizji, kiedy wróciła do domu, rodzina chciała ją zjeść. Aż kiedyś przed świtem, w najgorszej porze dla samotnych, Przemysław zostawił na stole w kuchni dokumenty, kluczyki i pieniądze, pierwszym pociągiem pojechał do Warszawy. Na Dworcu Centralnym położył się na ławce i czekał, aż ktoś przyjdzie go brutalnie zabić; być może wtedy żona poświęci mu trochę uwagi. Był to pomysł Telimeny.
Ryszard. Mówi, że zdecydował się na bycie mężczyzną, pokornie grał tę rolę przez lata małżeństwa ze Śnieżynką; ich córka też się niczego nie domyślała. Ale Ryszard wiedział wszystko, bo pytał samego Lwa Starowicza; dostał zaświadczenie o swoim transseksualizmie, o toczącej się wojnie między płcią jego ciała a płcią mózgu. Raz tylko wyjął ten świstek z portfela – na komisji wojskowej; jednak zasiadający w niej trep powiedział, że to nic nie szkodzi, Ryszard dostał kategorię A i poszedł do wojska redukować kobiecą wrażliwość. Śnieżynka czekała, bardzo im było siebie żal. Potem Ryszard zdał na psychologię, by wiedzieć, co robić, gdy ze starej szafy wychodzi Ania z kwietnym sekretnikiem.
Mówi: Samotność była synonimem mojego problemu, wśród ludzi byłem agentem z innego świata. Uciekał w pracę, pracował w mediach. Cały czas musiał mieć zajęty, pokrywał się kurzem przy biurku, koledzy pytali: Czemu jesteś taki smutny? A powinni pytać: Czemu się za siebie nie weźmiesz, Anka?
Ryszard i Śnieżynka byli razem przez 23 lata; nie mógł jej dłużej oszukiwać. Została popękana i rozżalona, a Ania jeszcze głębiej osunęła się w samotność.
Jan. We wsi Z. 2 lata temu zrobił coming out, rodzinie pokazał na zdjęciach piękną Anię; nic nie pojęli, próbował tłumaczyć, ale woleli raczej rozmawiać o pogodzie i co na obiad. Jan zostawił ich w stanie rozbitym, z otwartymi ustami, wrócił do Warszawy – do obojętności i wymarzonej przez transów atomizacji; w godzinę później windą zjechała zjawiskowa Ania i poszła skupiać uwagę przechodniów.
Jan mówi, że w latach dwutysięcznych w środowisku transów zaczęło się dziać. W siedzibie Kampanii Przeciw Homofobii transi mieli spotkania, doszło do zjednoczenia pod tęczowym sztandarem LGBT; lesbijki, geje, biseksualiści, a literę T przewidziano dla transów. Przychodzili ludzie rozhisteryzowani, samotni, z żyletką na myśli; ale także twardziele, uparci, wypełniający wymagania, które polskie prawo przewidziało dla zmieniających płeć.
Przyszedł Janek jako Ania, Greta nie mogła oderwać od niej oczu. Greta, lesbijka w związku z kobietą od 10 lat, współorganizatorka feministycznych manif, zakochała się w Ani tak nagle i mocno, że potem nie miało już znaczenia, że Ania to facet. Obie rodziny odetchnęły; Greta miała faceta, Janek miał kobietę. Albo odwrotnie; piękna pogoda, co dziś na obiad?
Intermezzo (MINIATURA, SAMODZIELNA KOMPOZYCJA)
Półtora roku temu Anna Grodzka, wcześniej Ryszard, została prezeską wymyślonej przez siebie fundacji Trans-fuzja. Fundacja zajmuje się sprawami polskich transów, od terapii po meandry zmiany płci. Anna Grodzka musiała stanąć przed kamerami, pokazać się publicznie jako duża, zadbana pani, żeby rzecz uwiarygodnić. Mówi: To jest moja prywatna zemsta na losie, który mnie tak potraktował. Ania z Gretą były przy narodzinach fundacji, Telimena sympatyzuje; teraz Trans-fuzja szuka słów, aby móc zrozumiale mówić publicznie, o co jej chodzi. Bo ludzie najczęściej myślą, że o dziwne odmiany seksu. Fundacja mówi o: transfobii (strach przed transpłciowością), edukacji społecznej (chcą móc wejść do szkół i opowiedzieć o sobie), wylęganiu się, o refundacji leków dla zmieniających płeć (hormony są bardzo drogie), wyleczeniu fizycznym i społecznym (jako o ziemi obiecanej dla transów).
Wiosną 2009 r. Anna Grodzka i Lalka Podobińska, prezeski Trans-fuzji, stanęły przed kamerami, żeby upomnieć się o podwójne dowody tożsamości dla transów. Ludzie zależni od płci mózgów, często nie wiedzą, jako kto się obudzą. Niektórzy muszą migotanie płciowe wyciszać ubiorem; to silna potrzeba – dopasować wygląd do stanu umysłu. I jeśli Janek decyduje się być Anią, a idzie akurat na pocztę, gdzie wymagają dowodu osobistego – podawałby dowód transowy.
O transach zrobiło się głośno, dowodami zainteresował się pozytywnie rzecznik praw obywatelskich, lecz już minister zawiadamia fundację, że obowiązuje dychotomia płciowa; dowody transowe byłyby działaniem na rzecz zbyt małej grupy ludzi. Ale przynajmniej głośno o transach.
Recytatywy (POMIĘDZY DEKLAMACJĄ A PIEŚNIĄ)
Telimena. Żona robi jej makijaż w ubikacji warszawskiego lokalu; idą razem na transparty. Telimena elegancka, rozszczebiotana, najwdzięczniejsza kobieta na świecie. Są w trakcie terapii, żona ma zobaczyć transparty, koleżanki – inni poprzebierani faceci – zazdroszczą Telimenie wyrozumiałej żony, wielu ma sprawy rozwodowe w toku. Nocą Telimena z żoną wraca starym Fiatem do miasta M. i postanawia, że lakier z paznokci zmyje na ostatniej stacji benzynowej przez domem.
Anna Grodzka. Wraca od biegłego seksuologa; powiedział, że nie będzie jej robił problemów. Anna jest szczęśliwa, dopełniła wszelkich prawnych formalności: pozywa się rodziców o ustalenie płci, przechodzi się badania psychologiczne, rozmawia się z biegłym; zgodę na zmianę płci daje sąd. Anna szykuje się do operacji chirurgicznej, po której będzie już całkiem kobietą.
Ania. Janek pojawia się w domu rzadko, Greta używa tylko imienia Ania. Podjechali pod dom motorem, ścigaczem, kłaniają się portierowi jako dychotomiczni. Potem, po godzinie, z łazienki wychodzi piękna Ania, w oczach Grety błyszczy duma i miłość. Dziewczyny wychodzą z bloku objęte; wprawiają portiera w jedno z tych mocnych tąpnięć umysłu, które prześladują człowieka do końca życia.
Marcin Kołodziejczyk, fot. Leszek Zych, Polityka, 4-03-2010
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/reportaze/1503870,1,samotnosc-transseksualisty.readed | zamieszczono: 2010.03.09 |